Autorem artykułu jest Ezoel
Chciałbym przybliżyć wszystkim ten wydawałoby się kontrowersyjny i niedorzeczny artykuł pana Leszka Żądło. Czołowej postaci świata rozwoju duchowego.Spróbujcie wyłączyć to co do tej pory pchali wam do głowy i zagłębijcie się w jego przesłanie.
Dla niektórych ludzi życie w ciele to nałóg. Nie chcą go, ale bez niego nie potrafią funkcjonować.
Co o tym decyduje?
Kiedyś w laboratorium wykonano ciekawy eksperyment. Wszczepiono szczurom elektrody, które drażniły ośrodki przyjemności w mózgu, gdy szczur naciskał łapką klawisz uruchamiający przepływ prądu. Po jakimś czasie okazało się, że większość stworzeń zdechła z głodu trzymając łapkę na klawiszu.
Pożądanie przyjemności jest więc niezwykle silnym motywem naszego postępowania. To dążenie do przyjemności skłania nas, byśmy robili to, o czym wiemy, że nam szkodzi. Ale pożądanie przyjemności często okazuje się silniejsze od wiedzy i silnej woli. Ten syndrom okazał się ważnym motorem upadku świetlistych istot, które przez miliony lat istniejąc w ciałach niematerialnych, poczuły dyskomfort i ciekawość tego, co jest poza ich światem.
Istoty duchowe zeszły na Ziemię dopiero wtedy, gdy ciało człowieka było już wykształcone i zamieszkały w nim. Zeszły, ponieważ chciały mnożyć doświadczenia i bawić się przede wszystkim w seks, co bez ciała nie było możliwe. Anioły również nie mogły się rozmnażać, wiele z nich zazdrościło więc cielesnym istotom tak potężnej mocy kreacji.
Upadek następował stopniowo i prawie niezauważalnie. Jednym z jego motywów i inspiracji do niego, na pewno była zabawa. Zabawa dla aniołów niezwykła i mocna. Poruszająca emocje. Niemożliwa do doświadczania bez ciała. Bez ciała nie było możliwe również ćpanie i zabijanie. Można było tylko symulować, ale to nie była ta sama zabawa.
Aby bawić się realistycznie, chętne do zaznania rozkoszy cielesnych świetliste istoty potrzebowały kogoś, kto wcześniej upadł, lub został ściągnięty w materię przez upadłe wcześniej istoty. Kogoś, kto mógł je nauczyć, jak się bawić w ciele. I tak jak mnie wcześniej, również ich pycha nie pozwoliła im zaakceptować, że teraz to już nie udawanie, że to się dzieje naprawdę! To dlatego nie udało się im powrócić do stanu bezcielesnego, choć zapewne wielu próbowało.
Jedynym sposobem wydawała się śmierć, ale… nie był to sposób skuteczny. Za niskie wibracje, do których istoty duchowe przywykły za życia w ciele, uniemożliwiały powrót do stanów o wyższych wibracjach. Ponadto nie uwzględniano w tych kalkulacjach i nadziejach wartości energetycznej wibracji śmierci. A ta jest jeszcze niższa niż najniższe emocje.
Niektórzy nie byli zadowoleni z zabawy, ale nie potrafili wrócić. Aby nie stracić twarzy, postępowali tak, jak dzieciaki, które pierwszy raz zapaliły papierosa lub wypiły alkohol. Opowiadali więc z podnieceniem o rzekomych jazdach, jakich mieli doświadczyć w związku z upadkiem w materię. To sprawiało, że nawet nie chcieli wracać, a ponadto poczucie godności im na to nie pozwalało. No bo jak? Mieli się przyznać, że padli ofiarą własnej naiwności?
Lepszym rozwiązaniem wydawało się wciągnięcie w ten nałóg innych. Wydawało się, że ten sposób przynajmniej Bóg nie będzie aż tak surowy w swych osądach, kiedy zauważy, że aż tak wiele istot spróbowało szczęścia innego, niż On to dla nich przewidział.
Wszystkie problemy upadających istot pierwotnie wynikały chyba z nudów i niedoceniania tego, czego doświadczały. Niektórym z nich istnienie wydawało się mdłe, pozbawione kolorytu. Zaczęły czegoś szukać, ale znajdowały tylko miłość. Poza ich duchowym światem powszechnej miłości istniał jednak świat innych istot, które doświadczały znacznie więcej. Zwierzęta czuły rozpacz, złość, strach, przerażenie i pociąg seksualny.
Obserwacja tego faktu skłaniała do zadawania pytań typu: Dlaczego one są inne, choć przecież ich ciała niewidzialne istnieją w świecie ducha? A jeśli są inne, to czy przypadkiem nie są w jakiś sposób lepsze? Albo może mają jakieś istotne możliwości, które Bóg zataił przed aniołami?
To skłaniało do eksperymentów. Faktem jest, że w pewnym okresie rozwoju część świetlistych istot zaczęła sobie to i owo wymyślać dla zabawy. W końcu zabawa tak je wciągnęła, że nie potrafiły rozróżnić między fikcją a rzeczywistością.
Szaleńcza zabawa miała dostarczać niezwykłych wrażeń. Im więcej, tym była lepsza. A wszystko po to, by zapomnieć o miłości. Bo celem było właśnie doświadczanie wszystkiego, z wyjątkiem miłości i jej na przekór.
Pierwsze zabawy polegały na opętywaniu ciał istot zwierzęcych lub człekokształtnych. Później okazało się, że coraz trudniej wracać do świata wysokich energii, choć jeszcze jakiś czas istniał kontakt z aniołami, które nie upadły.
Po kilku próbach dostrojenia się do wibracji zwierząt w miejsce wolnej woli zaczęło u świetlistych istot działać prawo karmy. Kontakt z aniołami mającymi czyste wibracje, stawał się coraz trudniejszy.
Tak oto następował upadek, z którego wreszcie nie dało się już podnieść i wrócić do świetlistego ciała. Trzeba było pozostać przykutym do ciała fizycznego i jego niskich, gęstych wibracji.
Tych, którzy stali się ludźmi w wyniku upadku świadomości, bawiło wszystko, co wiązało się z nieprzytomnością. Pamiętać przy tym należy, że nadal dysponowali oni dużą częścią anielskiej mocy twórczej i szczególnymi zdolnościami. W nieprzytomnych zwidach zaczęli jednak wykorzystywać ową moc do niewłaściwych celów. Dokonywali sprzeniewierzania mocy, która dotychczas miała służyć tylko działaniom inspirowanym przez miłość i boską mądrość.
Kiedyś wreszcie nawet i zabijanie zaczęło ich bawić. Szczególnie gdy śmierć przychodziła nagle w wyniku niezwykłej koncentracji energii. No bo jakież to pasjonujące, gdy w jednym momencie ginie (dematerializuje się) kilka tysięcy ludzi pozostawiając po sobie tylko negatywowe odbitki na ścianach. A jak cieszy ich wdzięczność, że ktoś skrócił chwile ich męczarni!
Świetna zabawa i męczarnia? Jak pogodzić jedno z drugim?
Otóż owa świetna zabawa była najczęściej przeciwna naturze upadłych aniołów.
Pewna część aniołów upadła nie dla zabawy, a dla ratowania innych aniołów. Jedne z nich powróciły dzięki temu do swego anielskiego raju, ale inne pociągnęły swych niedoszłych wybawców do upadku.
Niektóre z upadłych aniołów widziały, że w wyniku coraz bardziej nieprzytomnych i odcinających od miłości zabaw, u innych upadłych aniołów następuje już nie tylko zanik świadomości, ale nawet zanik świetlistych wibracji, że się w ten sposób degenerują. Próbowały więc ukrócić ich zabawy i występować w roli ponurych “mężów bożych”. Ci upierdliwcy starali się popsuć innym każdą zabawę powołując się przy tym na wolę Boga, którego sami też się wyrzekli. Byli więc mało przekonywujący, za to zasłużyli sobie na powszechną nienawiść.
Upadające anioły często próbowały doświadczać wszystkiego i w swej determinacji dokonywały najbardziej szkodliwych dla samych siebie uczynków. Chciały poznać wszystko, wszelkie aspekty dobra i zła, i wszelkie możliwe stany świadomości z towarzyszącymi im emocjami. Jednak stworzone były do doświadczania miłości i wysokich wibracji. W ten sposób popadały w coraz większy konflikt wewnętrzny i w związku z tym cierpiały. Cierpienie jednak można było otępić używając narkotyków. Podobnie dziś używa się Prozacu, by zapomnieć o trudach, konfliktach i zmęczeniu. Takie działania to tylko oszustwa, za które przychodzi zapłacić zdrowiem i skróceniem życia.
Ale co to za życie, w którym zatracił się sens? To właśnie utrata poczucia sensu życia przez tysiąclecia pchała niezliczone społeczności do zagłady. To jest prawdziwa przyczyna zagłady Atlantydy, Jerycha, Sodomy, Cesarstwa Rzymskiego i wielu innych wspaniałych cywilizacji, które zagubiły się w przywiązaniu do rzeczy i zabawy zapominając o miłości. Nic więc dziwnego, że ich mieszkańcy z wdzięcznością przyjmowali dobrą nowinę, że wyzwoleniem będzie śmierć.
Trudno powiedzieć, na ile dla upadłych aniołów śmierć stanowiła nadzieję na powrót do Boga, a na ile była tylko kontynuacją zabawy w gromadzenie coraz większej ilości zbędnych (choć w ich mniemaniu bardzo ważnych!) doświadczeń. Pamiętajmy, że pożądały one wszystkiego, co nie jest miłością, a do Boga wcale im nie było spieszno. Obawiały się, że będzie nimi pogardzał i że pozostałe przy nim świetliste istoty wyśmieją je.
Próbowały się więc zaaklimatyzować w świecie istot cielesnych poznając ich wszelkie możliwości i “moce”.
Niektóre z inkarnowanych w ciała ludzkie istot to istoty nieludzkie, znajdujące się na zstępującej linii rozwoju, czyli upadające w sposób dla nich naturalny. Nie miały one – wbrew utartym opiniom – nigdy nic wspólnego z aniołami! Mają one naturalną skłonność do czynienia zła i awersję do rozwoju. Nie mogą się rozwijać duchowo, bo nie mają takich możliwości. Dążą tysiące lub miliony lat w kierunku unicestwienia. Czynienie dobra sprawia im ból i cierpienie, podobnie jak pozostałe istoty do cierpienia doprowadza czynienie zła.
Trudno powiedzieć, skąd się one wzięły w ludzkich ciałach. Być może, że kierowały się podobnymi motywami, jak upadające anioły? W każdym razie jest ich niewiele, ale w pewnych okresach czasu wyjątkowo się uaktywniają siejąc śmierć i spustoszenie, motywując ludzi do najdzikszych ekscesów.
W każdym razie dla upadłych aniołów ta część “ludzi” była bardzo atrakcyjna ze względu na to, że ukazywała im możliwość istnienia bez miłości, bez czynienia dobra. Ponadto budzili oni powszechny podziw dla ich mocy, ponieważ często żyli bardzo długo i zdrowo czyniąc jednocześnie wiele zła i jawnie wyrzekając się Boga. Świat pod ich rządami zawsze z zmierzał do upadku. To dla niektórych była prawdziwa nadzieja. Jeśli nie chcą i nie potrafią wrócić, to może przynajmniej uda im się unicestwić swoje ciała i dusze, by nie mogli się już nigdy odrodzić w tym świecie i nie musieli stanąć przed Bogiem i innymi aniołami w zawstydzeniu?
To niektórym wydawało się bardzo atrakcyjne, bo przecież istoty z zstępującej linii ewolucyjnej bawiły się tym bardziej świetnie, im bardziej brutalnie, a przy tym bez poczucia winy!
Niektórzy są przekonani, że upadłe istoty wymyśliły sobie rozwój duchowy. Ot tak, dla zabawy!
A czym on jest?
Rozwój duchowy, to zmniejszanie odległości między samoświadomością, a boskością swej istoty.
Może w początkowych zamierzeniach miała to być kolejna zabawa w poszukiwanie odlotowych doświadczeń. I tak rzeczywiście część ludzi ją traktuje. Ćpają dla duchowych odlotów, mnożą bzdurne doświadczenia, wykonują idiotyczne praktyki, które tylko angażują czas i powodują utratę poczucia rzeczywistości, itd. Rozwój, byle tylko się nie rozwinąć, byle nie doznać oświecenia, miłości itd. Za bardzo żal im stracić zabawę. Dlatego – nawet jeśli im się udaje cokolwiek osiągnąć – zatrzymują się w pewnym punkcie i nie chcą iść dalej. Ale są i tacy, którzy korzystają z tej szansy.
No cóż, można się nudzić i dalej poszukiwać nowych zabaw, ale można też pojąć, jakie intencje miał każdy z nas, gdy wybrał zabawę w życie w ciele. Życie w opozycji do miłości, szczęścia, mądrości i mocy!
Niektórzy pamiętają, jak oskarżali Boga o to, że ich upośledził ograniczając możliwość doświadczeń “jedynie” do miłości. Na uwagi, że nie da się żyć bez miłości, krzyczeli oburzeni: a właśnie, że można! Zwierzęta tak żyją! A w czym ja jestem gorszy od zwierząt?
Ja wiem, że długo świetnie się bawiłem. Pamiętam Mu, Mohendżo Daro, Harappę, Angkor, Egipt, Sodomę, Santoryn, Atlantydę, Troję, Tenochtitlan, Wyspę Wielkanocną i wiele innych miejsc związanych z szaleńczymi praktykami. Im bardziej dziko i nieprzytomnie, tym lepiej. Można było zapomnieć o tęsknocie do miłości i szczęścia. Bawiłem się i nie pytałem o cenę, choć była ona coraz wyższa, aż się zmęczyłem i zapomniałem o swym duchowym pochodzeniu. Wtedy mi się znudziło i poczułem się bardzo zmęczony. To już nie była zabawa, lecz postępujące cierpienie. Do tego punktu doprowadziła mnie fascynacja śmiercią, upokorzeniem, zdradą, walką, poniżaniem (siebie i innych) i innymi atrakcjami, które “tam” – w świecie wyższych istot duchowych, są niemożliwe do doświadczania.
Autentycznie zapragnąłem powrotu do miłości, mocy i mądrości, do stanu doskonałej i pełnej, czystej świadomości. W tym celu posługuję się m. in. regresingiem i widzę efekty.
A co z zabawą? Czy ona jest winna upadku? I czy mają rację ci, którzy twierdzą, że w drodze do Boga należy jej się wyrzec?
Otóż zabawa… zabawie nie równa. Można się świetnie bawić swoim kosztem i ponosić niemiłe konsekwencje. Ale można się też bawić jeszcze lepiej na trzeźwo i przytomnie podnosząc swoje wibracje. I w ten sposób otwierać się na miłość, mądrość i moc. Bawić się z Bogiem, a nie przeciw Niemu. W końcu prawdziwa miłość i czysta, nieograniczona moc, poparta mądrością, to dopiero zabawa!
Hm, jeśli się jeszcze nie wyszalałeś, to po co masz mi wierzyć?
Większość ludzi nie ma ochoty zmieniać swoich starych intencji. Wolą obwiniać o swoje problemy cały świat. A Ty? Dalej bawisz się dobrze rezygnując ze swojej mądrości, miłości i mocy?
Jeśli tak, to baw się dalej, tylko nie wiń nikogo za skutki tego, co się z tobą dzieje, kiedy usiłujesz małpować innych – zwykłych ludzi. Kiedyś się obudzisz i zauważysz, że z tego powodu twoje życie nie miało sensu. Wtedy zapewne podejmiesz decyzję: już nigdy więcej nie zmarnuję życia. I co? Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie, co uczynisz, żeby go nie zmarnować?
A może brakuje ci wyobraźni?
Spróbuj więc sobie wyobrazić, że zbliżanie się do boskich wibracji, odbudowywanie ich w sobie, to świetna zabawa. Tylko wtedy nie ty się bawisz, a bawi się Bóg w tobie.
Czy już jesteś w stanie się na to zgodzić? Czy też nadal jeszcze nie ufasz Mu i Go nienawidzisz, że cię oszukał i zdradził?
W górę, czy w dół?
Wybór należy do ciebie. I zawsze do ciebie należał.
Aha, jeszcze jedno: wybierając życie anioła, wcale nie musisz umierać. Możesz żyć jednocześnie tu i “tam”. Tu jesteś ciałem i działasz z coraz większą przyjemnością, a “stamtąd” czerpiesz najwspanialsze inspiracje.
Jeśli nauczysz się doskonale żyć i funkcjonować w ciele, to będziesz potrafił czynić to i poza ciałem.
Naprawdę, nie musisz się w tym celu bardzo męczyć. Możesz się świetnie bawić robiąc to, co lubisz. A wtedy na pewno będziesz to robić najlepiej, jak to tylko jest możliwe!
---
Artykuł pochodzi z serwisu
www.Artelis.pl